wtorek, 30 grudnia 2008

Tajwańczycy też uprawiają seks

To tak, żeby was zachęcić do czytania, nie ;) Tzn. jakieś dwa tygodnie temu miała miejsce taka sytuacja, że w środku dnia, kiedy razem z Hueme malowaliśmy taras (zresztą teraz cały czas malujemy, bo dużo tego), i kiedy słoneczko przygrzewało nagle dało się słyszeć dość głośne jęki w niedalekiej okolicy. Jako, że wiatry i inne szumy (odtwarzacz mp3) w naturze występują, początkowo nie zwróciłem na to uwagi, ale z czasem wydało mi się to podejrzane. No i jak nic był to jęk kobiety, która miała/udawał orgazm. Ale tak naprawdę raczej udawała, bo gdy przeszedłem się w tym kierunku zaledwie parę metrów, zdałem sobie sprawę, że jęki są zbyt głośne i w rzeczywistości to ktoś (najbliższy sąsiad) puścił sobie pornosa na cały regulator! Tak bez żenady! Wniosek - Tajwańczycy być może wcale seksu nie uprawiają.

Ale tak naprawdę chciałem wam napisać o mojej podróży do Taipei (wybaczcie ale jakoś polska pisownia mnie denerwuje, podobnie zaczyna się dziać z nazwą kraju – nie umiem powiedzieć czemu). Dla nieuważnych czytaczy pojechałem tam, aby spędzić świątecznie czas z Olą K., co rezyduje w tym oto mieście. Po fantastycznym pierwszym wieczorze, kiedy sobie ponarzekaliśmy i chyba oboje mieliśmy ochotę się spakować i wracać do Wawy (ależ to było dobre), odpuściło nam i później było super ekstra ;) OLA big SZACUN!

No ale zaczynając od początku, w pierwszą stronę udało mi się zaoszczędzić na bilecie, bo spotkałem Panią, która zaoferowała mi podwózkę do Taipei za free (sama określała, to że złapałem stopa – tyle, że ja nic nie łapałem!) Mimo, że byliśmy jakieś 5 godzin później niż pociąg to było warto, bo Pani była przewodniczką i pokazała mi mnóstwo ciekawych miejsc, które powinienem odwiedzić w przyszłości. Chilloutowa podróż czyli to co tygryski lubią najbardziej! W drugą stronę było mniej chilloutowo, bo mi pociąg zwiał sprzed nosa krewwffjaldfgjlahjdfj! Moja wina, się zagapiłem. A w tak zwanym międzyczasie ;)... zrobiłem chyba ponad 500 zdjęć, byłem na karaoke z Taiwańczykami w jakimś opływającym luksusem miejscu (dziwnie było, nie odnalazłem się w tej sutaucji, więc robiłem zdjęcia), założyliśmy nieformalną grupę czegoś tam Warszawa – Poznań – Warszawa, odwiedziliśmy ową zwartą grupą (pozdro dla Oli i Marysi;) Biennale sztuki w Muzeum Sztuk Pięknych w Taipei, gdzie niewiedzieć czemu nie można robić zdjęć; miałem niesamowitą wymianę zdań z pewnym mnichem (może z Tybetu - nie wiem), ale bez słów się obyło; nie wjechałem na 101, ale widziałem – bardzo przyjazny budynek zupełnie nie robi wrażenia, że był najwyższy na świecie jeszcze przed chwilą; widziałem LOVE w Taipei; szlajałem się po mieście – mówi się, że strasznie zatłoczone, mnie jakoś w sam raz było, ale też w tłum się nie pchałem; poznałem najzajebistrzą linię metra na świecie (BANNAN LINE ;) – kto zgadnie jakim kolorem jest oznaczona?; zauważyłem, że Tajwanki pięknymi kobietami są/bywają; odwiedziłem kilka marketów, w tym jeden nocny (no tu tłoczno było), dowiedziałem się, że lokalsi kończą imprezy o 10 góra 11 wieczorem, później bawią się już tylko przyjezdni; spotkałem japońskiego turystę (starszy Pan) o fioletowych włosach (sic!); odkryłem, że Taiwańczycy często są bardziej niezdecydowani niż ja; no i oczywiście byłem na imprezie Wgilijnej w bardzo miłym gronie, poza „polonią” (beznadziejne słowo – kto je wymyślił), która stanowiła większość (zarówno w zasobach ludzkich jak wśród potraw na stole) inne też nacje się wigiljowały, łamały się opłatkiem i polskim niezwyczajem prawie nie piły wódki (OLA – SZACUN ponownie;)

śpiewanie w KTV (nie wiem dlaczego tak to określają)

Plac na któym znajdują się Teatr Narodowy (widoczny), Narodowa Sala Koncertowa (dokładnie na przeciwko teatru i identycznie wyglądająca i Memoriał upamiętniający prezydenta Chiang Kai-shek'a (za moim plecami)

pozostałe fotki znajdziecie TU

teraz powinno działać!

Brak komentarzy: