Parę dni przerwy w nadawaniu to kwestia po pierwsze tajfunu, który przechodził nad Tajwanem, no i związku z tym musiałem się czasowo przenieść w mniej przyjazne dla kontaktowania się ze światem miejsce;)
ALE NAJWAŻNIEJSZA INFORMACJA JEST TAKA, ŻE OD WCZORAJ JESTEM SZCZESLIWYM WUJKIEK 4-KILOGRAMOWEGO CHłOPAKA ;))))))))))))))))))
SIOSTRZYCZKO JESTEM Z CIEBIE DUMNY!!!!!!!!!!!!!
A IMIE JEGO NOE ;)
Wracając na Tajwan, to przez ostatnie dni mimo braku dostępu do sieci pisałem co mnie tu spotkało w Taitung od przyjazdu, co poniżej możecie przeczytać. Tyle, że pisane w różnych momentach, więc może robić wrażenie chaotycznego opisu. Podzieliłem je więc na 3 posty.
Dziś mija 3 dzień od momentu przyjechania do Taitung. Jak na razie spędziłem na farmie jedną noc i może kilkanaście godzin. Przyszedł tajfun i musieliśmy „zwinąć” farmę i przenieść się na dół do miasta. Samo miejsce jak na razie robi wrażenie bardzo przyjemnego, poza tym, że tuż obok można spotkać węże i pająki olbrzymy!!! Zastanawiam się jak nazwać to miejsce. Nic tam raczej nie uprawiają, albo jeszcze o tym nie wiem, ale na pewno nie jest to główna ich działalność. Farma mieści się na jednym ze wzgórz okalających Taitung. Z tarasu widokowego znajdującego się na farmie rozciąga się przepiękny widok na Taitung City i okoliczne pagórki, a nawet widać trochę ocean ;) Pod tarasem głównym znajduje się mniejszy taras, na którym mieszczą się biuro i bardzo fajne przeszklone pomieszczenie prowadzące do małego rezerwatu przyrody, w którym żyje bardzo rzadki rodzaj żab. Tajwan jest jedynym miejsce na świecie, gdzie można je spotkać!!! Pomieszczenie i rezerwat służą też jako sala projekcyjna ;)
Poziom jeszcze niżej znajduje się jeszcze jeden taras, na którym rozbite są dwa olbrzymie namioty (dwunastki!!!) oraz można tam zażywać gorących kąpieli imitującej gorące źródła wannie. Ten poziom przeznaczony jest dla gości, którzy przyjeżdżają na farmę i chcą spędzić hardcorową noc pod namiotem (hm, hm – tajwański hardcore). Ale z drugiej strony ja pewnie też nie rozbiłbym namioty w lesie, w którym mogę spotkać jadowitego węża!
To był taras. Prócz niego farma składa się z trzykondygnacyjnego budynku. Na parterze główny pokój dla gości i pomieszczenia gospodarcze. Dwa pozostałe pietra to pokoje gościnne. W sumie na farmie może spać kilkanaście osób. Podejrzewam, że około 20. Bo w każdym namiocie jest spanie dla 4 osób, żeby nikt nie miał wątpliwości;) Ja mam mały pokoik na tyłach farmy przy pralni i łazienkach.
Jak możecie się domyśleć z opisu powyżej jedną z głównych działalności farmy jest przyjmowanie gości, na których poza przepięknym widokiem z tarasu czekają liczne atrakcje. Są nimi m.in. poznawanie gatunków żab żyjących w okolicy , wysłuchiwanie wykładu o świetlikach (o tym osobny post w przyszłości), robienie ołówków;), wspinanie się na drzewa z asekuracją i pewnie masę innych, o których jeszcze nie słyszałem! Hui – Mei, a zwłaszcza Rejnin mają dużo pomysłów jak przyciągnąć turystów. Dzisiaj widziałem artykuł w magazynie turystycznym o farmie. Wiem, że był też reportaż w telewizji, którym teraz chwalą się swoim gościom ;)
Nie do końca jeszcze rozumiem na czym polega działalność farmy, ale wyobrażam sobie, że chodzi o dwie rzeczy. Po pierwsze przybliżanie ludziom tutejszej natury i pokazywanie jej unikalności. Po drugie zbieranie funduszy na rozwój farmy w tym m.in. takie rzeczy jak badanie życia świetlików, żab itd.!
Z czasem będę wam opisywał więcej szczegółów na temat farmy i lepsze zdjęcia, bo na razie takie zrobione na szybko.
Te chmury podobno zwiastują zbliżający się tajfun... hm
Sam Tatung małym miastem nie jest (100 tysięcy), ale raczej panuje tu klimat małomiasteczkowy. Nikomu nigdzie się nie spieszy, nie ma tłumów na ulicach. Choć już w nowo otwartym Carrefourze sporo ludu ;) Nie wiele o nim na razie wiem, bo byłem tam tylko na chwilę i zawsze przejazdem!
Poniedziałek był dniem wolnym od pracy, z uwagi na tajfun. Decyzje podejmują władze każdego contonu niezależnie. Myślę, że prawie cały Tajwan ma wolne, bo tu się prawie nic nie dzieje, czasami wieje i trochę pada. Ale ten tajfun podobno był dość silny. W związku, że dzień wolny to … pojechaliśmy na farmę moich obecnych gospodarzy wykonać pewne niezbędne czynności, aby owoce zwane (jeżeli Internet nie kłamie) „Głowa buddy” rosły zdrowe i dorodne czyli głównie obcinaliśmy te owoce, które dorodne nie będą ;) Owoc jest nieziemsko pyszny! POEZJA! Niestety jest bardzo miękki i podejrzewam, że do transportu się nie nadaje ;( We wtorek od 7 rano również przycinałem krzewy i tak właśnie stałem się już na serio tajwańskim farmerem jeżdżącym skuterem ;) Brak dowodów rzeczowych w postaci zdjęć – padało! Zdjęcia poniżej z owocowej farmy są z niedzieli, kiedy ją wizytowaliśmy.
Wszystko dla nich jest 'delicious', ale ten owoc trzeba przyznać to niebo w gębie!
Kilku rolników postanowiło postanowiło zmienić okres kwitnięcia swoich owoców, żeby móc je sprzedawać poza sezonem i zamontowało nad swoimi uprawami oświetlenie. Chwali się, że używają żarówek energooszczędnych, ale i tak zużywają masę energii i mimo, że za owoc biorą dwa razy więcej niż w sezonie to KOKOSÓW(!) na tym nie robią. Z góry, np. z farmy wygląda to dość śmiesznie, taka plama białego światła wśród świateł miasta. No ale z bliska to trochę drut obozu koncentracyjnego przypomina…