poniedziałek, 27 października 2008
Yes, yes, yes ;)
W drugiej linijce twierdzą, że to ja jestem właścicielem, zdradzę na razie, że 14-letniej Yamahy ;) Acha no właśnie zapomniałem wam napisać, że teraz jestem Ky (nazwisko) Mai Jie! Po prawej pieczątka z moim imieniem i nazwiskiem - tutaj nie uznają podpisu ręcznego, tzn. mój akurat uznawali do tej pory.
Choć muszę przyznać, że ostanie były nerwowe, bo niby już tak blisko, ale krew mnie zalewała, że muszę jeszcze czekać 2 dni z kupieniem skutera i prawie cały weekend przesiedziałem bezczynnie na farmie, bo egzamin zdałem w piątek i prawie od ręki wydali mi prawko (2-3 godziny). A nie przepraszam w sobotę oczywiście rowerowo i rekordowo - 53 km! Dzieciaki dały radę.
Niestety w weekend wydłużył mi się dystans do was, bo tu nie było czasu letniego, więc nie zmienialiśmy teraz godziny. Co ciekawe raz na parę lat zdarza im się zmieniać czas;) Zupełnie nie wiem od czego to może zależeć...
czwartek, 23 października 2008
Kryzys na Tajwanie - brak!
Za to wczoraj graliśmy w ping-ponga;) Dzieciaki były z jakiejś innej wioski aborygeńskiej i już innym językiem się posługiwały! Ale fajne były tak samo;)
niedziela, 19 października 2008
A gdzie ta farma?
Ale za to są foty z farmy tu!!!
i tam też mapka! przerzućcie się na widok z satelity, bo jest zdecydowanie ciekawszy;) Może w przyszłości cz. 2, bo tu zdecydowanie wszystkiego nie możecie zobaczyć!
sobota, 18 października 2008
Bardzo rowerowa sobota
Start i meta w miejscu w miejscu wielkiego festynu miejskiego i tamże wręczanie nagród. O dziwo też coś dostałem. Nagroda dla pierwszego/jedynego/najlepszego Polaka/Europejczyka/obcokrajowca na mecie! Owacja na stojąco i takie tam! Jak ryba w wodzie to ja się nie czułem, ale śmiesznie było! Acha w pudełku dużo dobrej herbaty;)
poniedziałek, 13 października 2008
O świetlikach
Już 2 i pół tygodnia na farmie, więc pora wreszcie napisać o moich przyjaciołach świetlikach;) Od czego tu zacząć? No może od początku. Pierwszą lekcję o świetlikach miałem już w pierwszych godzinach pobytu w Taitung – rysunek na plaży.
Rejmin kilka lat temu zainteresował się tymi żyjątkami i stara się rozpowszechniać wiedzę na ich temat i nie dlatego, że są fajne, bo świecą im tyłeczki tylko są pożyteczne – jedzą szkodniki. W tej okolicy jest ich sporo, ale jak zwykle problem stanowi człowiek, który poprzez swoje działania uniemożliwia im normalne egzystowanie. Świetliki świecą, aby przywołać do siebie partnera. Jednak, gdy światła ustawione przez ludzi (np. latarnie) są zbyt mocne lub zbyt wysoko usytuowane i oświetlają duży obszar to świetliki nie mogą się najzwyczajniej w świecie znaleźć;( Dlatego na farmie świateł niewiele i część na wysokości ziemi – nie jest to niestety zbyt przyjemne dla mnie, bo jak zostaję tu sam wieczorem to muszę się latarką wspierać a i tak nie czuje się pewnie.
Wracając jednak do świetlików to czasami zdarza się, że świecą jeszcze jako niedojrzałe osobniki, my nazywamy je baby fireflies;) Zastanawialiśmy się po co. Są dwie koncepcje, albo się uczą albo im się coś popieprzyszło;) (Mam nadzieje, że mój siostrzeniec tego nie czyta!!!) Zanim mały świetlik stanie się dorosłym osobnikiem gotowym do reprodukcji musi przejść tzw. transformację, która polega na tym, że przez 2 do 4 dni (chyba zależy to od gatunku) leży i nie może się poruszać. Następnie odrzuca skórę i tylnią część odwłoku / odwłoka (hm?) i jest dwa razy mniejszy, za to już wie po co świeci;) Samiec może mieć 4 partnerki, samica jednego. U niektórych gatunków samica nie może nawet latać tylko znosi jaja - podobno nawet około 150. Z tego co pamiętam to dorosłe osobniki żyją stosunkowo krótko – może kilka tygodni.
No dobra, ale co ja mam z nimi wspólnego? Otóż mamy tutaj małą kolekcję młodych świetlików (około 40 plastikowych pojemniczków ) w tym trzy typy: A (kilka milimetrów), B (od 2 do 5 cm) i C (4 – 6 cm). Osobniki z typów B i C trzymane są pojedynczo lub parami, natomiast typ A zazwyczaj po około 20 sztuk w opakowaniu. Wyposażenie pojemniczka prócz świetlików stanowią : ziemia jakieś listki, żeby mogły się schować przed światłem. Do zadań kokosa należą: zaglądanie do świetlików i sprawdzanie czy wszystko w porządku, karmienie ich ślimakami (bo to ich główne pożywienie, a jak powszechnie wiadomo ślimaki to szkodniki!), rejestrowanie każdej zjedzonej sztuki, i szukanie kolejnych ślimaków do jedzenia co łatwe nie jest - potrzebne są dość małe ślimaki, które trudniej znaleźć). Kilka dni temu wypuściliśmy jakieś 50 sztuk typu A na wolność, dokładniej na farmie zaprzyjaźnionych rolników – tych u których pracowałem na początku. Za kilka miesięcy okażę się czy przeżyły, czy się rozmnażają i czy przeciwdziałają szkodnikom – po to je hodujemy!
Poza tym w weekend byłem po raz pierwszy w miejscu, którym podobno jest duże nagromadzenie świetlików i Rejmin wybudował tam drewnianą ścieżkę, z której można je obserwować. Przygotowani byliśmy jak na jakieś polowanie czyli siatka na motyle, nóż myśliwski (zawsze może się przydać) i plastikowe pojemniczki.
Udało się zobaczyć jedynie 4 świetliki, w tym jednego złapać. Jednego „złapała” wcześniej podeszwa czyjegoś buta lub opona samochodu i poza świecącym jeszcze minimalnym światłem proszkiem niewiele z niego zostało. Dlaczego tak mało? Podobno dopiero za tydzień lub 2 zaczyna się sezon i wtedy będzie można spotkać ich, więcej.
Jednak widok świetlika w ciemności jest nieziemski, takie zapalające się i gasnące światełko;) Czasami dość mocne. CZAD!
przygotowanie do ataku
żeby zjeść ślimaka trzeba wejść do środka
Raz na obiad jedna z "sałatek" wyglądała bardzo apetycznie i wydawało mi się, że jest z grzybów, no niestety nie była - powiem tylko, że nie stałem się zagorzałym fanem ślimaków na talerzu!
Typ B, chyba spał!
Typ C przyłapany na próbie ucieczki
dostałem zadanie policzenia biegających we wszystkich kierunkach świetlików
15 minut z głowy!
Wielki świat na Tajwanie
A w telewizorze leci powtórka z Olimpiady! Trójskok kobiet! Wygrywa Kamerunka. Wcześniej finał setki kobiet, wygrywa Fraser z Jamajki. Może oni na żywo nie oglądali???
poniedziałek, 6 października 2008
NOWA TOZSAMOSC
Oj dużo się dzieje, nie sposób wszystko opisać. Ostatnie trzy dni były bardzo intensywne. W sobotę przedpołudniem zbieranie ślimaków dla naszych świetlików. Później wycieczka rowerowa z dzieciakami z reading roomu. 4 godzinki, w tym 1,5 w rzęsistym deszczu! Dotarliśmy do jednego z popularniejszych rejonu z gorącymi źródłami. Jedną z głównych atrakcji było gotowanie jajek w gorącym źródle - porażka!
Okazało się (nie wiem jak mogłem to wcześniej przeoczyć), że te dzieciaki są w zdecydowanej większości z rodzin aborygeńskich. Na wschodnim wybrzeżu żyje najwięcej rdzennych mieszkańców wyspy, pełno dookoła motywów aborygeńskich - to także olbrzymia atrakcja turystyczna, choć teraz turystów jak na lekarstwo.
Poza tym przyjechała Chciao u której mieszkałem w Tainan City - pomagała mi uniezależnić mi się od moich opiekunów, bo na razie planują mi w zasadzie całe życie;)
W niedziele zwiedzałem wschodnie wybrzeże - jest niesamowite!!! Po prostu przepiękne! Ale zdjęcia tego nie oddają;( Znalazłem miejsce, do którego mam nadzieje, będę często wracał - Sugar Factory w Dulan oddalonym od Taitung City o jakieś 20 km. W każdą sobotę wieczorem odbywa się tam jakiś koncert ;) Juz się nie mogę doczekać! Poza tym mnóstwo innych atrakcji - wystawy, super chilloutowa knajpka i ekstra ludzie;) no i pełen industrial samej fabryki, którą można zwiedzać tak po prostu ;)
Wybrzeże poznawałem razem ze świeżo poznaną mentor i jej szaloną przyjaciółką, to było zajebiste 6 godzin ;) Moja mentor (czyli osobisty opiekun) prowadzi barek, którym serwuje śniadania od 7 do 11 - twierdzi, że to kompletny przypadek, że pokrywa się to z nazwą najpopularniejszej sieci minimarketów na Tajwanie czyli Seven Eleven - są wszędziem, można tam kupić wszystko i są otwarte 24 h, więc lokalsi je uwielbiają. Poza tym Morta (jej hiszpańskie imię, to łatwiej mi zapamiętać) jest nauczycielem jogi!!! Nie raz odwiedzała Indie! Już się nie mogę doczekać jak zacznę uczęszczać na jej zajęcia! Muszę się tylko uniezależnić komunikacyjnie - rower albo skuter! Obraca się w dość międzynarodowym towarzystwie, więc okazuje się, że nie jestem tu sam;) Razem zwiedzaliśmy wybrzeże, Carrefoura, który jest świeżo otwarty, więc stanowi najpopularniejsze miejsce rodzinnych spacerów w niedziele (nie miałem pojęcia, że łażenie po supermarkecie może dawać tyle radości ;), poza tym night market w Taitung City i bardzo starą knajpkę wegetariańska, czad!
Okazało się, że Taiping (pojawia się w nazwie farmy i najbliższej wioski) oznacza Pacyfik! Dobrze wiedzieć.
piątek, 3 października 2008
SEN
Jedną z głównych wartości na farmie, oprócz świetlików oczywiście, jest SEN ;) Między 12 a 13 robimy lunch, a po nim następuje komenda do pójścia spać! Cała nasza trójka (Rejmin, Hui Mei i ja) posłusznie udaje się w jedynym słusznym kierunku, czyli w Objęcia Morfeusza! Muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się ten zwyczaj ;) Zresztą zawsze powtarzałem, że leżakowanie znane z przedszkola powinno funkcjonować również u ‘starszaków’! Czy ktoś pamięta tamte czasy???
Z oczywistych względów brak dowodów rzeczowych!