wtorek, 30 grudnia 2008

Tajwańczycy też uprawiają seks

To tak, żeby was zachęcić do czytania, nie ;) Tzn. jakieś dwa tygodnie temu miała miejsce taka sytuacja, że w środku dnia, kiedy razem z Hueme malowaliśmy taras (zresztą teraz cały czas malujemy, bo dużo tego), i kiedy słoneczko przygrzewało nagle dało się słyszeć dość głośne jęki w niedalekiej okolicy. Jako, że wiatry i inne szumy (odtwarzacz mp3) w naturze występują, początkowo nie zwróciłem na to uwagi, ale z czasem wydało mi się to podejrzane. No i jak nic był to jęk kobiety, która miała/udawał orgazm. Ale tak naprawdę raczej udawała, bo gdy przeszedłem się w tym kierunku zaledwie parę metrów, zdałem sobie sprawę, że jęki są zbyt głośne i w rzeczywistości to ktoś (najbliższy sąsiad) puścił sobie pornosa na cały regulator! Tak bez żenady! Wniosek - Tajwańczycy być może wcale seksu nie uprawiają.

Ale tak naprawdę chciałem wam napisać o mojej podróży do Taipei (wybaczcie ale jakoś polska pisownia mnie denerwuje, podobnie zaczyna się dziać z nazwą kraju – nie umiem powiedzieć czemu). Dla nieuważnych czytaczy pojechałem tam, aby spędzić świątecznie czas z Olą K., co rezyduje w tym oto mieście. Po fantastycznym pierwszym wieczorze, kiedy sobie ponarzekaliśmy i chyba oboje mieliśmy ochotę się spakować i wracać do Wawy (ależ to było dobre), odpuściło nam i później było super ekstra ;) OLA big SZACUN!

No ale zaczynając od początku, w pierwszą stronę udało mi się zaoszczędzić na bilecie, bo spotkałem Panią, która zaoferowała mi podwózkę do Taipei za free (sama określała, to że złapałem stopa – tyle, że ja nic nie łapałem!) Mimo, że byliśmy jakieś 5 godzin później niż pociąg to było warto, bo Pani była przewodniczką i pokazała mi mnóstwo ciekawych miejsc, które powinienem odwiedzić w przyszłości. Chilloutowa podróż czyli to co tygryski lubią najbardziej! W drugą stronę było mniej chilloutowo, bo mi pociąg zwiał sprzed nosa krewwffjaldfgjlahjdfj! Moja wina, się zagapiłem. A w tak zwanym międzyczasie ;)... zrobiłem chyba ponad 500 zdjęć, byłem na karaoke z Taiwańczykami w jakimś opływającym luksusem miejscu (dziwnie było, nie odnalazłem się w tej sutaucji, więc robiłem zdjęcia), założyliśmy nieformalną grupę czegoś tam Warszawa – Poznań – Warszawa, odwiedziliśmy ową zwartą grupą (pozdro dla Oli i Marysi;) Biennale sztuki w Muzeum Sztuk Pięknych w Taipei, gdzie niewiedzieć czemu nie można robić zdjęć; miałem niesamowitą wymianę zdań z pewnym mnichem (może z Tybetu - nie wiem), ale bez słów się obyło; nie wjechałem na 101, ale widziałem – bardzo przyjazny budynek zupełnie nie robi wrażenia, że był najwyższy na świecie jeszcze przed chwilą; widziałem LOVE w Taipei; szlajałem się po mieście – mówi się, że strasznie zatłoczone, mnie jakoś w sam raz było, ale też w tłum się nie pchałem; poznałem najzajebistrzą linię metra na świecie (BANNAN LINE ;) – kto zgadnie jakim kolorem jest oznaczona?; zauważyłem, że Tajwanki pięknymi kobietami są/bywają; odwiedziłem kilka marketów, w tym jeden nocny (no tu tłoczno było), dowiedziałem się, że lokalsi kończą imprezy o 10 góra 11 wieczorem, później bawią się już tylko przyjezdni; spotkałem japońskiego turystę (starszy Pan) o fioletowych włosach (sic!); odkryłem, że Taiwańczycy często są bardziej niezdecydowani niż ja; no i oczywiście byłem na imprezie Wgilijnej w bardzo miłym gronie, poza „polonią” (beznadziejne słowo – kto je wymyślił), która stanowiła większość (zarówno w zasobach ludzkich jak wśród potraw na stole) inne też nacje się wigiljowały, łamały się opłatkiem i polskim niezwyczajem prawie nie piły wódki (OLA – SZACUN ponownie;)

śpiewanie w KTV (nie wiem dlaczego tak to określają)

Plac na któym znajdują się Teatr Narodowy (widoczny), Narodowa Sala Koncertowa (dokładnie na przeciwko teatru i identycznie wyglądająca i Memoriał upamiętniający prezydenta Chiang Kai-shek'a (za moim plecami)

pozostałe fotki znajdziecie TU

teraz powinno działać!

poniedziałek, 22 grudnia 2008

świątecznie...

WITAJCIE,

to miał być bardzo długi post i opisujący co tam ostatnio, ale zabrakło mi czasu i już raczej go nie znajdę, coś tak czuje.

Tu święta też wbrew pozorom zawitały, głównie w rozmowach, jedna znajoma mi powiedziała, że
ona jeszcze na święta nie ma planów, ale może coś się wykroi ;) a jak Wy macie jakieś plany ;)

No bo ja mam! W niedziele było już spotkanie w knajpie CASA mieszane przybysze + lokalsi
i każdy miał przynieść jakieś żarcie - też coś przyrządziłem ;) Główną atrakcją wieczoru był płonący cukier spływający do wina. Sorry, za taką opisową nazwę, ale nie zapamiętałem tego niemieckiego tasiemca! może później wrzucę fotę.

No a w czwartek jadę do Tajpej na Wigilię, na którą zostałem zaproszony przez Olę K., ale nie moją kochaną siostrzyczkę - ścisk!!! ale Olę Kubat. FAJNIE CO? :)

No i będzie się działo! a poza tym wreszcie zobaczę to miasto, o którym tu wszyscy raczej mówią niepochlebnie, że duże, że zatłoczone i zanieczyszczone - no jak to w dużym mieście!

ŚCISKAM WSZYSTKICH CZYTACZY I WSPIERACZY
niech wam gwiazdka szczęśliwym czasem będzie

i specjalne życzenia dla teamu SMG ;)
jow ziomy - pamiętam o WAS!

o kurcze przed sekundą ziemia się zatrzęsła, tzn. budynek!
wow pierwsze trzęsienie ziemi jakie w życiu przeżyłem, tzn. trzęsionko, ale zawsze coś;)
tu podobno dość często to się zdarza, ale ja jeszcze nie miałem okazji poczuć

czy to jakiś znak, że akurat teraz poczułem?

wtorek, 9 grudnia 2008

odeszły...

Dobra wiadomość dla wszystkich, których przeraziły zdjęcia świetlików atakujących ślimaki - już takich nie będzie! (przynajmniej na razie) Świetliki powoli się wykruszały (umierało się im) i stopniowo je też wypuszczaliśmy na wolność - w rezultacie w ostatnich tygodniach było ich zaledwie jakieś 30 - 40 w kilkunastu pudełkach. ALE ponieważ widać było, że ograniczyły swoją działalność i mało się ruszały i niewiele jadły lub wcale, pewnie z okazji niższych temperatur, i w ogóle jakieś takie niemrawe były to zapadła decyzja u wypuszczeniu wszystkich na wolność. Wniosek - zostałem bez pracy ;) czyli będę się opieprzał jeszcze bardziej niż do tej pory ;p

acha i jeszcze dzisiaj dostałem grzejnik do pokoju, o który nie mogłem się doprosić od tygodnia
Uff - jak gorąco! (czyli coś dla Noelka;)

sobota, 6 grudnia 2008

Multikulti Taitung

.. czyli, że multikulturowość mnie czasami zaskakuje ;) Może zacznijmy od tego, że w przeciągu ostatniego miesiąca zaliczyłem dwa bardzo amerykańskie wydarzenia – Halloween Party (wcześniej nie miałem przyjemności – jakoś mi było z tym nie po drodze przy naszym święcie wszystkich zmarłych) i Thanksgiving Day, ale w zmodyfikowanej wersji, bo w restauracji aborygeńskiej i raczej z miejscowymi przysmakami poza puszką z sosem żurawionowym przysłaną prosto z ameryki;)

Inną rzecz jest, że ostatnio sporo czasu spędziłem z zaprzyjaźnioną rodzinką, która sprowadziła się tu niedawno z Tajpej, a ponieważ głowa rodziny pochodzi z Indii, a raczej z Pakistanu, to miałem okazję urozmaicić swój jadłospis o indyjskie przysmaki;) Pakistan może niektórych już naprowadził, że rodzinna jest muzułmańska, więc doświadczyłem też jak wygląda dzienny rytm modlitw muzułmanów i dostałem jako zadanie domowe lekturę Koranu (jeszcze przede mną;). Nie obeszło się też bez dyskusji na temat relacji świat zachodni - świat arabski i wszystkich temu pochodnych!!! Bardzo twórcze i pouczające!

No a na ulicy zauważyłem jakiś czas temu coś zaskakującego i wydawało mi się, że to jednostkowy przypadek - że ktoś sprowadził sobie samochód z Europy (tylko po co?) i jeszcze nie przerejestrował. Ale jak widok tablic rejestracyjnych z gwiazdkami UE zaczął się powtarzać zacząłem się sprawie przyglądać z bliska – były Niemcy, Szwecja i Francja. Po zadaniu pytania jednemu z właścicieli spotkałem się z niezrozumieniem co spowodowało, że przyjrzałem się samym tablicom i okazało się, że jest to tylko podkładka pod tutejsze rejestracje – taki gadżet!!! Dzień po tym odkryciu widziałem na ulicy samochód z 15 gwiazdkami i symbolem Japonii ;))) jak widać każdy w Unii może być, nawet jeżeli nie ma pojęcia co to…

Kiedyś wydawało mi się, że co chwila widzę gwiazdę Dawida, jednak kiedy przyjrzałem się z bliska okazało się, że mimo pojawiającego się czasami znajomego symbolu to tak naprawdę jest tylko fragment wzoru na aborygeńskich strojach ludowych. Oczywiście co to gwiazda Dawida nikt nie wie. Natomiast ostatnio na jodze, gdzie oczywiście pojawiają się odniesienia do kultury hinduskiej, śpiewaliśmy mantrę (o dziwo ja też śpiewałem – dobrze, ze nie słyszeliście ;) z motywem wiodącym „shalom, shalom..” i było bardzo ;)

Nawet moje mp3 jest ostatnio bardzo multikulturowe a do tego tolerancyjne i obok siebie funkcjonują muzyka turecka (dzięki Marzenka), armeńska (tu pozdro dla Basi i Grzybków ;) i rytmy żydowskie – Nayekhovichi (ścisk dla Ani ;) a na kompie słucham radia prosto z Indii (radio.tabla.com – polecam)

Z innych wieści.

Tu też zimno 12 – 18 st ;p ale serio chłodno jest i często siąpi deszcz! Na farmie jakiś marazm – prawie nic się nie dzieje, a ja wciąż smarkam! A w zeszły weekend takie widoczki – to jakieś 30 km stąd

poniedziałek, 17 listopada 2008

W samotni mej...


...figi spadają z drzew" czyli nic ciekawego się nie dzieje. Toczy mnie katar i wszystkie tego konsekwencje - np. w sobotę nie pojechałem na wycieczkę z dzieciakami, a była to nie lada wyprawa, bo z nocowaniem pod namiotami i wizytą w gorących źródłach, no ale niestety mnie omineła ;( Ale jeszcze niedawno dużo się działo. Toteż kilka fotek z ostatniego okresu.

Niedawno na farmie odbył się obóz ICYE Taiwan (organizacja, która mnie tu przysłała) dla kandydatów na wolontariuszy - jakieś 45 osób przybyło!!! nadal nie mogę pojąć, gdzie oni się pomieścili. Stanowiłem dla nich żywy przykład, że wolontariuszem za granicą być można i że to nawet bywa przyjemne;)

Na Tajwanie jak się przemawia do więcej niż trzech osób to używa się mikrofonu, tak na wszelki wypadek... - ciężki orzech do zgryzienia takie przemawianie!

Tajwańczycy zazwyczaj bardzo chętnie pozujący do zdjęć, tym razem wykazali się serią uników

... ale chwilę później można już dostrzec żywą radość uczestników!!!

Poziom mojego chińskiego nadal jest bliski zeru, więc nie zrozumiałem co TO, ale za to fajnie wyszło na zdjęciu

Nie wiem czy to widać na tym zdjęciu, ale to jest wielbiciel Chopina ;) już prawie w drodze do Warszawy! Był kiedyś w Europie, ale służbowo z firmy produkującej telewizory i niestety zdecydowaną większość czasu przesiedział w hotelach skacząc po kanałach ;))) no cóż, taka praca!

apropos konkursu Chopinowskiego, a zwłaszcza Żelazowej Woli ;)
dzięki Piotrze!

Seria znaków, którą można spotkać przy drodze na farmę informuje o obecności ptaszków, żab i świetlików w tej okolicy - wyłącz długie światła/ ogranicz prędkość

Poza wyrywaniem chwastów przy drewnianej ścieżce, która służy do obserwowania świetlików w naturze, jeszcze tą ścieżkę zamiataliśmy naturalnymi szczotkami czyli połączonymi gałęziami palmowymi

Chętnych było wielu, powierzchni do zamiatania niestety trochę mniej!

No i seria zdjęć pamiątkowych, która trwa godzinę z kawałkiem - żeby kogoś przypadkiem nie ominąć

No i odwieczne pytanie, dlaczego taki chudy jestem - próbowałem coś zmienić!

No a jeszcze wcześniej na farmie zjawiły się kolejne "zabójcze' dzieciaki!


A wczoraj na moich drzwiach zjawiła się żaba o smutnych oczkach ...

wtorek, 11 listopada 2008

Zaświecił


Właśnie nad farmą zaświecił księżyc - prawnie pełnia (zdjęcie jest sprzed 2 tyg ;) i mimo zachmurzenia znalazł lukę.

Niesamowite światło, nie ma nawet potrzeby latarki używać. Poczułem się jak w filmie, niesamowity półmrok i jeszcze cienie liści palmowych - bomba!

Poza księżycem świecą ostatnio jeszcze świetliki, bo sezon jest i co jakiś czas można zaraz po zachodzie słońca zobaczyć żółte światełko, małe, ale dość silne, poruszające się w poszukiwaniu "miłości" ;)

Weekend bardzo deszczowy i "zimny" (15 st.), ale teraz jest już przyjemniej, tyle że zdążyłem się przeziębić, co mnie wyklucza z podróżowania skuterem;( i znów kibluje na farmie...

wtorek, 4 listopada 2008

Super dzień czyli jak kokos spędza weekend we wtorek ;)

Najpierw dwa bardzo średnie spotkania z kandydatami na language exchange patnerera, ale za to super 2 godziny z dziadkiem z Tajpej, który jeździ po Tajwanie i śpi pod gołym niebem ;)

A na koniec dnia joga, a później jeszcze soccer w amerykańsko-kanadyjsko-południowoafrykańskim gronie ;) dodajmy na tętniącym w nocy życiem wypasionym stadionie uniwersyteckim! w dzień żywej duszy

skuter zmienia jednak nieco perspektywę ;)

poczet studentów z Taitunga - z tego co się zorientowałem to większość marzyła raczej o innej uczelni

fragment warsztatu lokomotyw przy dawnym dworcu kolejowym - obecnie super miejsce, bo zamienione na otwartą galerię

panel na świeżym powietrzu czyli plan na przyszłość! to tak w kontekście imprezy u adasia w sobotę ;)

popękana skóra na stopach uwiarygadnia opowieści o 30 kilometrach przemierzanych codziennie pieszo - niewiarygodne ile ten człowiek wiedział o Europie i Stanach i wielu innych rzeczach nigdy nie wyjeżdżając poza Tajwan! Jedno z pierwszych skojarzeń z Polską to ziemniaki (potatos), szkoda, że nie powiedział pyry;)

I pytam! gdzie się podziały wasze komentarze???

Idę spać, ciekawe czy jak się obudzę to prezydent usa będzie miał już inny kolor skóry...

poniedziałek, 27 października 2008

Oto on ;)

Kolor mógłby być trochę lepszy, ale i tak jest super! bo jeździ ;)

Yes, yes, yes ;)

STAŁO SIĘ! Zostałem właścicielem pierwszej w życiu maszyny napędzanej paliwem! czad! (czy efte mnie zabije? Przynajmniej używany kupiłem ;p) Jest dobrze, zaczyna się nowa bajka ;) Wcześniej oczywiście prawko, nie bez przygód się obyło;) Jazda skuterem po Taitung City to niesamowita sprawa. Już częściowo przywykłem do tutejszych zasad panujących na ulicach. Z roweru nie ma zamiaru rezygnować, ale jakoś będzie trzeba je pogodzić! Teraz ciemno i pada, więc na fotę musicie poczekać - jest za to inna.


W drugiej linijce twierdzą, że to ja jestem właścicielem, zdradzę na razie, że 14-letniej Yamahy ;) Acha no właśnie zapomniałem wam napisać, że teraz jestem Ky (nazwisko) Mai Jie! Po prawej pieczątka z moim imieniem i nazwiskiem - tutaj nie uznają podpisu ręcznego, tzn. mój akurat uznawali do tej pory.

Choć muszę przyznać, że ostanie były nerwowe, bo niby już tak blisko, ale krew mnie zalewała, że muszę jeszcze czekać 2 dni z kupieniem skutera i prawie cały weekend przesiedziałem bezczynnie na farmie, bo egzamin zdałem w piątek i prawie od ręki wydali mi prawko (2-3 godziny). A nie przepraszam w sobotę oczywiście rowerowo i rekordowo - 53 km! Dzieciaki dały radę.

Niestety w weekend wydłużył mi się dystans do was, bo tu nie było czasu letniego, więc nie zmienialiśmy teraz godziny. Co ciekawe raz na parę lat zdarza im się zmieniać czas;) Zupełnie nie wiem od czego to może zależeć...

czwartek, 23 października 2008

Kryzys na Tajwanie - brak!

Jak wyjeżdżałem z Polski 100 dolarów tajwańskich (TWD) można było kupić za 6,5 złotego, a teraz zaglądam na stronę NBP i gucio, żeby brzydko nie powiedzieć! 8,75! Jakieś jaja! Dlaczego ich waluta nie może lecieć w dół na łeb na szyję???

Za to wczoraj graliśmy w ping-ponga;) Dzieciaki były z jakiejś innej wioski aborygeńskiej i już innym językiem się posługiwały! Ale fajne były tak samo;)



niedziela, 19 października 2008

A gdzie ta farma?

no właśnie pewnie się zastanawiacie gdzie dokładnie jestem? Otóż, przy okazji niedzielnego siedzenia na skypie (jeszcze raz całusy dla WAS) udało mi się dziś zlokalizować farmę na google.maps! Widać ją ;) Niestety Kokosa nie widać;(

Ale za to są foty z farmy tu!!!

i tam też mapka! przerzućcie się na widok z satelity, bo jest zdecydowanie ciekawszy;) Może w przyszłości cz. 2, bo tu zdecydowanie wszystkiego nie możecie zobaczyć!

sobota, 18 października 2008

Bardzo rowerowa sobota

Niby jak zwykle rowerowa sobota, ale tym razem znacznie więcej pedałowania. Przedpołudniem (nie wiem dlaczego kazali mi wstawać o 6.30) braliśmy udział w wyścigu ;) o puchar gminy czy coś takiego (18-19km) ! Wczoraj zrobiliśmy tą trasę tak na spokojnie, aby się z nią zapoznać i to mnie uratowało, bo wiedziałem co mnie dziś czeka;) a łatwo nie było, bo na początek podjazd jakieś 2 km, no i w ogóle ciągle góra dół! Na tym pierwszym podjeździe wziąłem trzech gości;) Ha! A później... no jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nie wygrałem! Mogę powiedzieć tak jak Kubica: mój bolid nie spisywał się najlepiej ;) Ale czas znacznie lepszy niż wczoraj. "Chudy, ale byk " dał radę;))) Luber, dumny jesteś?;)

Start i meta w miejscu w miejscu wielkiego festynu miejskiego i tamże wręczanie nagród. O dziwo też coś dostałem. Nagroda dla pierwszego/jedynego/najlepszego Polaka/Europejczyka/obcokrajowca na mecie! Owacja na stojąco i takie tam! Jak ryba w wodzie to ja się nie czułem, ale śmiesznie było! Acha w pudełku dużo dobrej herbaty;)


No a później cosobotnia wycieczka z dzieciakami, a ponieważ było ich mało i deszczowo raczej to obraliśmy mało ambitną trasę 5 km na ... moją farmę;) W pewnym momencie myślałem, że zejdę!!! Dzieciaki to na prawdę zeszły tyle, że z rowerów, żeby je wepchnąć pod górkę! Przewyższenie ponad 400 metrów, więc kilka ostrych kawałków, gorzej, że w ciągu! Ale ostatecznie dotarliśmy! Tyle, że teraz wiem, już na pewno, że rower to nie jest najlepsze rozwiązanie na wieczorne powroty do domu!

poniedziałek, 13 października 2008

O świetlikach


Już 2 i pół tygodnia na farmie, więc pora wreszcie napisać o moich przyjaciołach świetlikach;) Od czego tu zacząć? No może od początku. Pierwszą lekcję o świetlikach miałem już w pierwszych godzinach pobytu w Taitung – rysunek na plaży.

Rejmin kilka lat temu zainteresował się tymi żyjątkami i stara się rozpowszechniać wiedzę na ich temat i nie dlatego, że są fajne, bo świecą im tyłeczki tylko są pożyteczne – jedzą szkodniki. W tej okolicy jest ich sporo, ale jak zwykle problem stanowi człowiek, który poprzez swoje działania uniemożliwia im normalne egzystowanie. Świetliki świecą, aby przywołać do siebie partnera. Jednak, gdy światła ustawione przez ludzi (np. latarnie) są zbyt mocne lub zbyt wysoko usytuowane i oświetlają duży obszar to świetliki nie mogą się najzwyczajniej w świecie znaleźć;( Dlatego na farmie świateł niewiele i część na wysokości ziemi – nie jest to niestety zbyt przyjemne dla mnie, bo jak zostaję tu sam wieczorem to muszę się latarką wspierać a i tak nie czuje się pewnie.

Wracając jednak do świetlików to czasami zdarza się, że świecą jeszcze jako niedojrzałe osobniki, my nazywamy je baby fireflies;) Zastanawialiśmy się po co. Są dwie koncepcje, albo się uczą albo im się coś popieprzyszło;) (Mam nadzieje, że mój siostrzeniec tego nie czyta!!!) Zanim mały świetlik stanie się dorosłym osobnikiem gotowym do reprodukcji musi przejść tzw. transformację, która polega na tym, że przez 2 do 4 dni (chyba zależy to od gatunku) leży i nie może się poruszać. Następnie odrzuca skórę i tylnią część odwłoku / odwłoka (hm?) i jest dwa razy mniejszy, za to już wie po co świeci;) Samiec może mieć 4 partnerki, samica jednego. U niektórych gatunków samica nie może nawet latać tylko znosi jaja - podobno nawet około 150. Z tego co pamiętam to dorosłe osobniki żyją stosunkowo krótko – może kilka tygodni.

No dobra, ale co ja mam z nimi wspólnego? Otóż mamy tutaj małą kolekcję młodych świetlików (około 40 plastikowych pojemniczków ) w tym trzy typy: A (kilka milimetrów), B (od 2 do 5 cm) i C (4 – 6 cm). Osobniki z typów B i C trzymane są pojedynczo lub parami, natomiast typ A zazwyczaj po około 20 sztuk w opakowaniu. Wyposażenie pojemniczka prócz świetlików stanowią : ziemia jakieś listki, żeby mogły się schować przed światłem. Do zadań kokosa należą: zaglądanie do świetlików i sprawdzanie czy wszystko w porządku, karmienie ich ślimakami (bo to ich główne pożywienie, a jak powszechnie wiadomo ślimaki to szkodniki!), rejestrowanie każdej zjedzonej sztuki, i szukanie kolejnych ślimaków do jedzenia co łatwe nie jest - potrzebne są dość małe ślimaki, które trudniej znaleźć). Kilka dni temu wypuściliśmy jakieś 50 sztuk typu A na wolność, dokładniej na farmie zaprzyjaźnionych rolników – tych u których pracowałem na początku. Za kilka miesięcy okażę się czy przeżyły, czy się rozmnażają i czy przeciwdziałają szkodnikom – po to je hodujemy!

Poza tym w weekend byłem po raz pierwszy w miejscu, którym podobno jest duże nagromadzenie świetlików i Rejmin wybudował tam drewnianą ścieżkę, z której można je obserwować. Przygotowani byliśmy jak na jakieś polowanie czyli siatka na motyle, nóż myśliwski (zawsze może się przydać) i plastikowe pojemniczki.

Udało się zobaczyć jedynie 4 świetliki, w tym jednego złapać. Jednego „złapała” wcześniej podeszwa czyjegoś buta lub opona samochodu i poza świecącym jeszcze minimalnym światłem proszkiem niewiele z niego zostało. Dlaczego tak mało? Podobno dopiero za tydzień lub 2 zaczyna się sezon i wtedy będzie można spotkać ich, więcej.

Jednak widok świetlika w ciemności jest nieziemski, takie zapalające się i gasnące światełko;) Czasami dość mocne. CZAD!

przygotowanie do ataku

żeby zjeść ślimaka trzeba wejść do środka

Raz na obiad jedna z "sałatek" wyglądała bardzo apetycznie i wydawało mi się, że jest z grzybów, no niestety nie była - powiem tylko, że nie stałem się zagorzałym fanem ślimaków na talerzu!

Typ B, chyba spał!

Typ C przyłapany na próbie ucieczki

skupienie!

dostałem zadanie policzenia biegających we wszystkich kierunkach świetlików

15 minut z głowy!

Wielki świat na Tajwanie

Nie mogę się powstrzymać! Paul Potts przyjechał na tourne po Tajwanie ;) Cóż za szkoda, że nie odwiedza Taitung City ;p

A w telewizorze leci powtórka z Olimpiady! Trójskok kobiet! Wygrywa Kamerunka. Wcześniej finał setki kobiet, wygrywa Fraser z Jamajki. Może oni na żywo nie oglądali???

poniedziałek, 6 października 2008

ocean

NOWA TOZSAMOSC

Oj dużo się dzieje, nie sposób wszystko opisać. Ostatnie trzy dni były bardzo intensywne. W sobotę przedpołudniem zbieranie ślimaków dla naszych świetlików. Później wycieczka rowerowa z dzieciakami z reading roomu. 4 godzinki, w tym 1,5 w rzęsistym deszczu! Dotarliśmy do jednego z popularniejszych rejonu z gorącymi źródłami. Jedną z głównych atrakcji było gotowanie jajek w gorącym źródle - porażka!

Okazało się (nie wiem jak mogłem to wcześniej przeoczyć), że te dzieciaki są w zdecydowanej większości z rodzin aborygeńskich. Na wschodnim wybrzeżu żyje najwięcej rdzennych mieszkańców wyspy, pełno dookoła motywów aborygeńskich - to także olbrzymia atrakcja turystyczna, choć teraz turystów jak na lekarstwo.

Poza tym przyjechała Chciao u której mieszkałem w Tainan City - pomagała mi uniezależnić mi się od moich opiekunów, bo na razie planują mi w zasadzie całe życie;)

na 5 minut udało mi się trafić na tradycyjną aborygeńską ucztę weselną

no i niesamowite dzieciaki

W niedziele zwiedzałem wschodnie wybrzeże - jest niesamowite!!! Po prostu przepiękne! Ale zdjęcia tego nie oddają;( Znalazłem miejsce, do którego mam nadzieje, będę często wracał - Sugar Factory w Dulan oddalonym od Taitung City o jakieś 20 km. W każdą sobotę wieczorem odbywa się tam jakiś koncert ;) Juz się nie mogę doczekać! Poza tym mnóstwo innych atrakcji - wystawy, super chilloutowa knajpka i ekstra ludzie;) no i pełen industrial samej fabryki, którą można zwiedzać tak po prostu ;)

wybrzeże

Sugar Factory we własnej osobie ;)

wystawa w surowym wnętrzu fabryki

tu się cukier wyrabiało


Wybrzeże poznawałem razem ze świeżo poznaną mentor i jej szaloną przyjaciółką, to było zajebiste 6 godzin ;) Moja mentor (czyli osobisty opiekun) prowadzi barek, którym serwuje śniadania od 7 do 11 - twierdzi, że to kompletny przypadek, że pokrywa się to z nazwą najpopularniejszej sieci minimarketów na Tajwanie czyli Seven Eleven - są wszędziem, można tam kupić wszystko i są otwarte 24 h, więc lokalsi je uwielbiają. Poza tym Morta (jej hiszpańskie imię, to łatwiej mi zapamiętać) jest nauczycielem jogi!!! Nie raz odwiedzała Indie! Już się nie mogę doczekać jak zacznę uczęszczać na jej zajęcia! Muszę się tylko uniezależnić komunikacyjnie - rower albo skuter! Obraca się w dość międzynarodowym towarzystwie, więc okazuje się, że nie jestem tu sam;) Razem zwiedzaliśmy wybrzeże, Carrefoura, który jest świeżo otwarty, więc stanowi najpopularniejsze miejsce rodzinnych spacerów w niedziele (nie miałem pojęcia, że łażenie po supermarkecie może dawać tyle radości ;), poza tym night market w Taitung City i bardzo starą knajpkę wegetariańska, czad!
ja i Morta

bezdomny pies na plaży

Morta i jej szalona przyjaciółka Chen;)

znów night market;)


A poniedziałek to pierwsza wycieczka w gąszcz tropikalnego buszu (po tajfunie popsuła się rura, która doprowadza wodę z gór do farmy), pierwsze spotkanie z wężem! Mały nie był, jakieś 1,5 metra, ale to on głównie chciał uciekać ;) Poza tym odebranie Identity Card, otwarcie konta bankowego w Taiwan Bank no i nowy (tajwański) numer komóry! SIĘ DZIAŁO!

nowa tożsamość już sformalizowana

Okazało się, że Taiping (pojawia się w nazwie farmy i najbliższej wioski) oznacza Pacyfik! Dobrze wiedzieć.