czwartek, 11 czerwca 2009

Wracając

No i rzeczywisty koniec nadszedł. Siedzę właśnie na lotnisku w Hong Kongu już w drodze powrotnej do Europy. Dużo się wydarzyło w ostatnim czasie: Indie, pociągi i autobusy w Indiach, Varanasi, później powrót na Tajwan i do Tainan City czyli w sumie trzy noce z rzędu w podróży, później jeszcze chwila na Tajwanie, który z jednej strony jest teraz drugim domem, ale też pewne rzeczy zaczynają denerwować. Krótka wizyta u dzieciaków i kupa radości ;) niektóre cieszyły się strasznie na mój widok co było niesamowite !!!
Jeszcze jakiś wywiad do TV, co już mnie zaczyna dobijać! jak po raz dzięsiąty opowiadam jakiemuś dziennikarzowi, że świetnie mi się pracowało z dziećmi, to mam wrażenie, że sobie to wymyśliłem albo wręcz ktoś mi to wmówił...
A teraz znów podróż :) Pan z British Airways sprawdzał przez 20 minut czy potrzebuję wizy do Anglii i Niemiec (lecę przez Londyn).

No i siedzę na w Hong Kongu, wcześniej pojechałem na chwilę przejść się po mieście, jakiś obłęd to jest, robi olbrzymie wrażeni, a jeszcze, że to się wszystko trzyma i nie zapada pod wodę to już w ogóle niezłe jaja! szedłem ulicą i tylko unosiłem wysoko głowę i otwierałem szeroko buzię z wrażenie spoglądając na wieżowce do około - WOW!!! aż natknąłem się w pewnym momencie na kościółek anglikański, w którymakurat była odprawiana msza ;)

drodzy, widzimy się niebawem ;)
koniec Kokosa in Taiwan???

wtorek, 26 maja 2009

Indie czyli Katmandu ;)

No i juz tydzien mija jak sie Indie zaczely i wiem juz na pewno cos co bylo pewne od samego poczatku - 3 tygodnie to zdecydowanie za krotko. No zwlaszcza jak jeden z nich poswieca sie na wyskok do Nepalu! Okazalo sie ze Julka i Daniel, ktorzy podrozuja teraz po azji sa bardzo blisko i akurat sie wybieraja do Katmandu i na treking, no i juz nie bylo odwrotu ;) kto wie czy druga taka mozliwosc by sie kiedys pojawila!

ACHA - WIDZIALEM DZIS HIMALAJE!!!!!!

Co prawda przez chwilke i tylko kawalatek, ale radosc byla!
Jestesmy w Katmandu i powoli sie rozkrecamy, powoli, bo... pada i sie nie chce, bo uprawaimy shoping godzinami (choc na razie chyba nic nie kupilem;), bo kusza tysiace sklepow dla turystow w okolo, a ze jest poza sezonem to jeszcze taniej, bo zmeczyla nas podroz dla mnie byly to 2 noce - pociag, a pozniej autobus (17h). Nepal jest inny niz Indie, mniej meczacy, bo nie ma takiej masy ludzkiej i tyle osob nie zaczepia na ulicy, pogoda tak nie meczy, inaczej jest. A Indie dla mnie to w asadzie tylko Kalkuta na razie byla. Bardzo fajne miasto, podobno jedne z najbardziej przyjaznych, choc ubostwo i warunki zycia wielu ludzi moga szkokowac. No ale ja wciaz chyba mam jakas znieczulice, a moze po prostu inaczej sie nie da niz nie ignorujac tego, bo mozna w depresje popasc. ZAsadniczo jak sie kogos nawet chce wesprzec to pozniej cala okolica sie na Ciebie rzuca i prosi o pieniadze. No ale Kalkuta jest bardzo ciekawym miastem, sporo zdjec tam zrobilem, wielu nie zrobilem! Gorac, choc nie tak straszny jak sobie wyobrazalem to jednak nie pozwala na wiecej niz kilka godzin normalnego funkcjonowania, zwlaszcza wczesnym popoludniem padalem, tutaj w katmandu bardzo przyjemna temperatura ;)

Dzis pierwszy raz tak na prawde wyszlismy zobaczyc troche Katmandu. No i procz tysiaca sklepikow w waskich uroczych uliczkach, swiatyn, ktorych tu pelno, gor smieci na ulicach (lepiej niz w Kalkucie, gdzie smieci sa wszedzie) widzielismy przez 3 sekundy 3-letnia dziewice i moze nie byloby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, ze to krolowa!

Czas sie kurczy i az zal konczyc, bo przeciez dopiero co tu przyjechalem...
hmmm

a Tajwan? dziwne, ale w zasadzie od momentu przyjechania tu stal sie bardzo odlegly i juz mam wrazenie jakby to bylo dawno temu! to tak rozne swiaty, ach!
Lece spac moze rano beda Himalaje za oknem ;)

foty kiedys ;p

niedziela, 17 maja 2009

Podobno koniec

No i podobno skonczylem projekt i juz zostaly "wakacje"! niby WOW! w piatek jak sie zegnalem z dzieciakami to ktos mnie zapytal "Jak sie czujesz?", sek w tym, ze sie czuje nijak... no moze teraz jak jestem juz w Taipei to pewne rzeczy zaczynaja do mnie docierac... ale tak czy siak jakis taki wypruty z uczuc jestem, teraz troche smutno. Skoncztyla sie jedna bajka, pewnie zaraz zacznie sie druga, bo Indie na pewno mnie trzepna zwlaszcza jak tak bardzo o nich nie mysle - do lotu zostalo okolo 5 godzin...

To moze zakoncze tego dziwno-smutnego posta zdjeciem z soboty ;)



ps. Ja tu jeszcze wroce!!! - wracam na pare dni na Taiwan przed odlotem do Europy, zeby sie troche zregenerowac i tak juz serio pozegnac

CALUSY

niedziela, 10 maja 2009

Placki z jabłkami

były pycha ;)

wtorek, 5 maja 2009

Wystawa

Drodzy, wszystko dzieje się już bardzo szybko i brak czasu, żeby wam pisać. Ale też dzieją się rzeczy ważne i chciałbym się nimi z wami podzielić. Dziś otwarcie wystawy moich zdjęć z Centrum – Wow to moja pierwsza wystawa w życiu, więc wielka rzecz!!! Niestety trochę tego nie czuje, jakieś kwasy powychodziły i psują atmosferę. Ponieważ nie możecie tu ze mną być to chciałbym się z wami podzielić tym co inni będą mogli zobaczyć. Poniżej 17 zdjęć, które znajdą się na wystawie. Jestem z nich serio zadowolony, choć jest kilka jeszcze lepszych, ale niestety nie możemy ich pokazać. Oglądajcie i krytykujcie, bo to zawsze pozwala zrobić krok w przód ;) A co poza tym? No ważna informacja to to, że za 1,5 tygodnia mam samolot do Indii ;) Mnóstwo szczegółów, ale niestety brak czasu, żeby pisać ;( A już 16. czerwca pewnie bardzo twarde lądowanie w Wawie ;) Całuje i ściskam

WYRZUCONE ZDJĘCIA!!!

Głupia sprawa! pomimo, że to moja wystawa to okazało się, że zamieściłem te zdjęcia na blogu nielegalnie... więc niestety muszę je wyrzucić ;((( nie chce mi się już nawet o tym mówić.

Sorry, w zamian wrzucam fotę, która pokazuje wystawę - bardzo fajna restauracja ;)

środa, 29 kwietnia 2009

Ja w telewizorze




Podobno to w jakiejś TV leciało - nie wiem nie widziałem. Był w każdym razie artykuł w gazecie no i to video na stronie. Podczas wywiadu siedzę ze swoją szefową, z którą jesteśmy w bardzo przyjacielskich relacjach. A jakoś tak bez entuzjazmu mówię, bo mnie chyba ze trzeci raz o to samo zapytali...

Natomiast na podwórku i przy stole siedzę z I-cen, z którą chyba najwięcej czasu spędzam ;) ale z tym jedzeniem to ściema była, bo ona je sama tylko do kamery chcieli, żebym pokazał, że pomagam !!! Normalnie siedzę z U-cenem, ale jego nie można fotografować (rodzice nie wyrazili zgody), więc musiałem się przesiąść. No ale ostatnio, poza chorowaniem, to zajmuje się głównie robieniem zdjęć, i wiecie co??? będę miał nawet wystawę ;) wpada ktoś?

a co potem? jak się wyklaruje to napiszę ;P

środa, 22 kwietnia 2009

Do wyczerpania czyli zaczynając finiszować

Zmęczenie i nie dobór czasu - to co teraz czuje! intensywnie jest, a został mi już nie cały miesiąc, aż trudno uwierzyć! sporo rzeczy chciałbym jeszcze zrobić, więc zacząłem się sprężać! W tym tygodniu robię zdjęcia dzieciakom z ośrodka, spędzam nad tym godziny, wiem, że nic do tej pory nie wrzuciłem na bloga stamtąd, ale też nie mogę tak bez zezwolenia - zdjęcia muszą być zaakceptowane, bo nie wszystkie dzieci można fotografować.

A teraz się poskarżę jeszcze, próbowałem do tej pory z 5 razy i udało mi się zaledwie raz i to przez zaledwie 20 minut obejrzeć wyścig F1. Ostatni weekend to było wielkie rozczarowanie, bo już zmierzałem do pubu, w którym normalnie widziałem kolesi oglądających Ligę Angielską, no i okazało się, że jest zamknięty. Zbliża się kolejny weekend ścigania, no pewnie znów będzie cienko - i u mnie i u Roberta...

niedziela, 19 kwietnia 2009

W telegraficznym ...

Żyje .stop. mam się dobrze .stop. mam się nawet lepiej niż dobrze .stop. ;) stop. podróżuje sporo .stop. robię dużo fot, żeby wam pokazać .stop. dlatego nie piszę .stop. może jeszcze kiedyś napisz .stop. stop. i do zo wnet ;)

niedziela, 5 kwietnia 2009

Festiwal muzyki fajnej czyli zjarane plecy!

No i oficjalnie ogłoszono początek wiosny, choć dla nas to raczej lato przypomina.
Ale to było 2 tygodnie temu ;)

czwartek, 12 marca 2009

Siedzi kokos pod palmą


... i w popołudniowym słońcu czyta książkę ;) Bosko się zapowiada, ale nagle zostaję zaczepiony i nici z czytania, trzeba gadać i jeździć rowerem i w ogóle się tłumaczyć co ja tu robię ;) no takie życie białego człowieka!!!

a tak się wozi młodzież licealna na Tajwanie - tutaj całkiem udana próba w wykonaniu moim, ale przyznam, że strach był :p



a na dokładkę rzut oka na tajwańskie ulice

cześć!

wtorek, 3 marca 2009

mała stabilizacja


No to już wszystko wiadomo! Nie obyło się oczywiście bez niespodzianek, ale z nie kłamaną radością oświadczam, że od tygodnia pracuje w St. Theresa Opportunity Center czyli w ośrodku dla dzieciaków upośledzonych tyle, że jest to ośrodek z ludzką twarzą :)))
i jest po prostu SUUUPER jak by powiedziała Kasia Sz ;p

Pracuje w grupie najmłodszej (2-6 latek) i dzieciaki są kochane, bardzo dużo radości sprawia obcowanie z nimi, a każdy ich uśmiech to jak złoto ;) Bywają też bardzo męczące i gdyby nie dwugodzinna przerwa w ciągu dnia, to nie wiem jak bym przeżył! Ale dobrze mi się tam śpi ;)
Później będę też trochę pracował w innych grupach, żeby więcej doświadczyć i się nauczyć.

Muszę wspomnieć o Charity, która jest managerką tego miejsca i odwala świetną robotę. Ludzi ciągnie do tego miejsca i wszyscy czują się tu jak w domu - serio! podobno kilku dorosłych wychowanków mieszka tam, ale generalnie jest to zoorganizowane na zasadzie szkoły od 8 do 3.30. No i takie też są moje godziny pracy, tyle, że należy jeszcze dojazd tutaj doliczyć. Mieszkam obecnie w Yongkang City czyli tak jakby w dzielnicy Tainan City, a projekt znajduje się w miejscowości Yujing - jest to dystans jakiś 30 km. Ale mam bardzo dobre połączenie ;) Wstaje 6.30 najpierw rowerkiem ponad 10 minut (dziś znalazłem skrót i teraz jest to 8) do przystanku autobusowego, gdzie łapię szkolny autobus i równo godzinkę spędzam oglądając widoczki za oknem lub próbując spać!

A mieszkam w hostfamily właśnie w Yongkang City, która też jest super tyle, że najczęściej nie ma ich w domu. Rodzinka jest pięcioosobowa, tyle, że obecnie wszystkie dzieciaki są nieobecne ;) Najstarsza (20) studiuje w Taipei, średni (17) jest na wymianie w Finlandii (niedawno cała rodzina pojechała go odwiedzić i byli tam przez miesiąc!!! i teraz bardzo żałują, że jak zwiedzali republiki nadbałtyckie to nie wpadli do nas ;) a najmłodszy (11) chodzi do jakiejś super szkoły w Kaohsiung (drugie co do wielkosci miasto na Taiwanie, blisko dosyć) i mieszka z dziadkiem.

Fajna pogoda też teraz jest, bo nie ma jeszcze upałów wiosennych, więc rowerkiem pięknie się pomyka. Nadal sprawia mi to niesamowitą radość! Do Tainan City downtown mam jakieś 15 - 20 minut!

Pozdro Polsko ;)

... a gość na zdjęciu nie jest ewenementem

środa, 18 lutego 2009

Kokos jak malowany ;)


tak się przytrafiło ;) podobno handsome boy ze mnie ;)

to było wczoraj, a dziś jak szukałem jakiś informacji o Tainan City, gdzie wciąż przesiaduje,
natknąłem się na newsa o wybuchającym wielorybie - tzn. kaszalocie! Tu kliknąć

Podważa to moją teorię o bezpieczeństwie na Tajwanie!

poniedziałek, 9 lutego 2009

Oczywistości

Oj dawno nie bylo posta! Wiec czas na dluzszy przyszedl!

Tak sobie pomyślałem, bo może dla mnie to już oczywiste jest ale jakoś o tym wcześniej nie wspominałem, a może być dla was ciekawe.

Otóż łazienka na Tajwanie! Wannę widziałem chyba raz. Zawsze jest prysznic i to najczęściej wychodzący z kranu w umywalce, co oznacza, że nie ma specjalnie wydzielonego obszaru na prysznic, jest nim po prostu łazienka;)

Brak chodników – tzn. tak jest w Taitung City, w dużych miastach jest trochę lepiej ale bardzo często jak chce się gdzieś przejść to trzeba po prostu ulicą. A dlaczego? No chyba dlatego, że tu wszyscy zmotoryzowani – i to nie samochody, a skutery wiodą prym. Więc jeździ ciotka, dziadek, pan hydraulik, pani Zosia z mięsnego, Zdzisiek z Targówka i nauczycielka francuskiego. Jeździ też wylansowana młodzież!!! Młodzież szkolna (skuter dozwolony od 18-ego roku życia) natomiast bardzo dumnie (z wyprostowanymi kręgosłupami) toczy się niespiesznie na rowerach typu holender (często firmy Merida). Zdarza się, że na rowerach jeżdżą też inni, najczęściej osoby wyglądające na biedne i ma się wrażenie jak by właśnie zdobywali ostatkiem sił jakąś górę, choć w rzeczywistości toczą się po płaskim. No i kokos popylający obecnie na rowerze w Tainan City, który z niekłamaną przyjemnością wyprzedza część skuterów, wygląda w całym tym miszmaszu dość egzotycznie ;) Brak chodnikow spodowany jest takze tym, ze nawet jak jest to najczesciej zastawiony jest jakimis straganami sklepowymi lub gratami, ktore wysypuja sie z domow. No i co ciekawe z ulicy mozna najczesciej zobaczyc living room z duzym telewizorem, zestawem do parzenia herbaty i duzym drewnianym stolem (najczesciej z jednego olbrzymiego kawalka drzewa). A mozna to zobaczyc, bo wejscie jest przeszklone, a czesto nawet otwarte.

Wracajac do rowerow, inne pedałowanie to sportowe czyli w pełnym firmowym ekwipunku (Giant/Merida/Fuji – od roweru po majtki), często podczas wyprawy dookoła wyspy, no i często na małych kółkach – wygląda to co najmniej dziwnie. Niby wygodne w transporcie, ale innych zalet nie widzę – acha sorry modne! No właśnie wylansowani chłopcy i wylansowane dziewczynki to tutaj normalka na ulicach. W ogóle Tajwańczycy podobno dość łatwo popadają we wszelkiego rodzaju mody, a moda na ulicy wiedzie prym. Np. kilka lat temu Tajwańczyków owładnęła moda na picie kawy i teraz w Taipei kawiarnię można znaleźć prawie na każdym rogu, kiedyś było ich podobno kilka – ciekawe, co nie ;)

Byla lazienka i ulica czas na kuchnie, a raczej restaturacje, bo tu najczesciej je sie na miescie. Tajwańczycy jedzą wszystko! Jedli może, bo teraz zakazane jest jedzenie psów, więc znacznie mniej osób je je ;) Nie znaczy to, że wcześniej jedli wszyscy, ale było to dość normalne. Gorzej, że tu sporo bezdomnych psów jest, no i niestety często wpadały one prosto na talerz… hm… Swoją drogą dziwne, że w tak rozwiniętym kraju nie rozwiązano tej kwestii do tej pory (myślę o bezdomnych czworonogach). Je sie wiec glowe ryby, kurczaka a takze zupe z wystajaca noga z pazurkami. No i nie raz na talerzu mozna spotkac tlusta skore wieprza, ostatnio widzialem nawet na niej resztki owlosienia eeeeeee, fuj! No ja raczej staram sie tych rzeczy unikac, ale czasami trudno odmowic.

Bekanie. Nie wiem czy juz o tym wspominalem, ale tutaj wiekszosc ludzi beka bez rzadnej zenady, odbija im sie po prostu po posilku – tak jak Noelowi ;) Najgorsze jest to, ze ja zauwazam tylko jak sie odbija kobietom! NO i jak siedze przy stole z rodzinna Ciao, u ktorej teraz mieszkam, i pod koniec posilku babcia sobie beknie na caly regulator albo nie daj boze mama to mam ochote zapasc sie pod ziemie. To jest rzecz, do ktorej serio trudno jest sie przyzwyczaic i zaakceptowac.

Z innych przyjemnosci to niestety dość często śmierdzi kanalizacja na ulicy. Ja już się chyba przyzwyczaiłem, ale czasami jakby mnie ktoś po prostu walnął w twarz! Strach pomyslec, jak jest podczas upalow!

Język. Po za tym, że nie jest on łatwy i idzie mi jak krew z nosa to nie pomaga tu wcale fakt, że na Tajwanie prócz chińskiego obecny jest język tajwański, który jest… no cóż nawet nie umiem powiedzieć czym. W każdym razie jest on językiem mówionym i w zasadzie nie funkcjonuje na piśmie. A jak już próbują go spisać to część jest alfabetem łacińskim, a część chińskimi znakami ;) Prócz tego mimo, że na Tajwanie dominuje tradycyjna pisownia chińskich znaków to obecna jest też coraz popularniejsza w Chinach pisownia uproszczona. Prócz tego okazuje się też, że pinyin, czyli chiński zapisywany alfabetem łacińskim też ma ze trzy wersje – podobno próbują to ujednolicić – powodzenia! A dodajmy jeszcze, że wszystko to był, żeby ułatwić ludziom życie!!!

A tak w ogóle to może niektórzy z was zauważyli, że jestem obecnie w Tainan City. Wygląda na to, że to najbardziej fajurskie miejsce na wyspie. Po prostu jakieś takie ludzkie i już prawdziwe miasto, ale jeszcze nie zatłoczone i zabiegane Tajpej. A jestem tu bo... zmienim pracę ;) Wymiksowałem się z farmy jakieś 3 tygodnie temu. To po prostu nie było to! Farma + kokos ??? No nie jakoś nie było między nami chemii ;)))

Co prawda zaczynałem powoli znajdować sobie znajomych i przyjaciół w Taitung City, no ale niestety kończąc tamten projekt musiałem z tego zrezygnować. Ale jeszcze na pewno tam wroce;) I teraz jestem w Tainan City (tu ICYE ma swoje biuro) i w najblizszych dniach zaczynam nowa prace. Jeszcze nie do konca wiadomo gdzie, a zalezy to ode mnie, bo dano mi 2 projekty do wyboru, co jest milym zaskoczeniem. W przyszlym tygodniu wszystko powinno byc wiadome! Dam znac rzecz jasna.

Acha Chiński Nowy Rok byl – wlasnie wczoraj sie skonczyl. No to co głownie zapamiętałem to strzelanie fajerwerkami przez cały tydzień, w zasadzie o każdej porze dnia i nocy, poza tym tlok wszedzie, bo byl tydzien wolny od pracy, a wyspa nie za duza jak na 23 miliony ludzi. Teraz festiwal lampionow, ale dziwne, bo nie wszedzie tylko w niektorych miejscach, twierdza ze to drogie, no nie wiem! Wiec nie widzialem takich wysylanych w niebo, ani takich na wodzie tylko stacjonarne – nic specjalnego! Jednym slowem maly zawod!

Ale zasadniczo poczatek Chinskiego Nowego Roku spedzalem jeszcze w Taitung i to byl super czas. Taipei w postaci Oli K. sie ruszylo na prowincje i pomykalismy na skuterku. Poza tym mieszkalismy na zaprzyjaznionej farmie – u San Yanga (Mr. Everest) i godzinami gralismy w Mah jonga (http://en.wikipedia.org/wiki/Mahjong), jedlismy przepyszne sniadania przyzadzone ze swiezo zerwanych owocow i w ogole bylo pieknie ;) co nie? No i przede wszystkim z przygodami!

Inne:

Sorry, za posta pisanego troche z polskimi znakami troche bez, wiem, ze to moze byc meczace, ale pisze go na raty i na roznych kompach

Acha znajoma mi powiedziała, że nie słyszy w słowie KURWA żadnej agresji, hm… Ja słyszę!

A tak w ogol to niedługo kończę 27 latek. To straszne – zostaną tylko 3 do trzydziestki!!! Mamo, tato co to się dzieje ;)

Na zdjecia jeszcze czas nadejdzie, troche jest na facebooku, troche na picassie, jezeli ktos zainteresowany

czwartek, 15 stycznia 2009

Polityka tu

Tak w skrócie (bo za dużo to ja nie wiem), natrafiłem na wieści z Tajwanu na stronie Polskiego Radia

http://www.polskieradio.pl/iar/wiadomosci/artykul83506.html

Generalnie afera korupcyjna goni aferę korupcyjną, w tym przypadku jakiś
urzędnik oskarżony o szpiegostwo na rzecz Chin. Kilka miesięcy temu, a może nawet jak już tu byłem, były prezydent został aresztowany za przywłaszczenie olbrzymiej kasy!!!
Ale chyba już go wypuścili za kaucją.

Jakby ktoś miał ochotę trochę poczytać to odsyłam do strony kolegi z Taipei, choć jest ona bardzo wyrywkowa

http://rozmi.wordpress.com/

A jeszcze z ciekawostek to z początkiem roku rząd tajwański ogłosił, że w związku z kryzysem ekonomicznym, w ramach pobudzania gospodarki, przyznaje każdemu obywatelowi 3600 dolarów tajwańskich czyli jakieś 320 złotych.

ja niestety chyba nie dostanę, a fajnie by było ;)

wtorek, 13 stycznia 2009

ZDJECIA Z TAIPEI

wcześniej chyba link nie działał, sorki

środa, 7 stycznia 2009

Ja nie będę gorszy od co po niektórych ;p

pozytyw dla mroźnej warszawy

u mnie +20 ;)

piątek, 2 stycznia 2009

A-mei czyli niezłe jaja!!!

Późna pora, ale takie odkrycie wymaga natychmiastowego odnotowania. Już na początku ktoś mi mówił, że z Tai-an Village (wioski aborygeńskiej, przy której znajduje się farma) wywodzi się jakaś znana piosenkarka, że nawet chyba bardzo znana. Dodajmy, że wioska za duża nie jest, w końcu to wioska ;) (smart kokos). Wczoraj trafiłem na super fajny festiwal aborygeński, niestety nie wiele na jego temat jestem w stanie powiedzieć poza tym, że to dla niech najważniejsze święto w roku. Tańce, pijaństwo, głośna muzyka i potrawy z dodatkiem świńskiej krwi - czad! No nie zgadniecie kto się zjawił! No właśnie. Pomimo, że wcześniej nie widziałem zbyt wielu osób z aparatami to gdy tylko się pojawiła nagle z podziemi wyrosło ze 20 paparazzi. W ogóle wszyscy oszaleli! A później była jeszcze lepsza zabawa. Od pewnego Johna usłyszałem, że w sylwestra odliczała czas do rozpoczęcia nowego roku w telewizorze!!! I ktoś mi jeszcze wspomniał, że nie tylko na Tajwanie jest znana, ale i w Chinach i kilku innych krajach. Co, więc robi kokos, kokos wchodzi na wikipedia i sprawdza i coż znajduje...
otóż:
- diva of the Mandarin pop music scene
- one of the biggest music sensations within the pop music pantheon of the Mandarin-speaking world

o kurcze, trafiło się ślepej kurze ziarno, znaczy się mi! Z urody nie urzeka, śpiewaniem zresztą też nie, ale wielką gwiazdą jest i basta! A z kolesiem, który tutaj wlepia w nią gały wcześniej chlałem wino :P
tzw. magic juice (nazwa nadana przez mniejszość amerykańsko-kanadyjską w Taitung City) - pycha, tylko jak się z nim przesadzi to ma się strasznego kaca, tym razem się udało!

W ogóle wczoraj się dużo rzeczy wydarzyło - za dużo, żeby teraz to opisywać;) spać trzeba iść!


Pani żuła coś czego nazwy nie znam, ale bardzo jest to popularne wśród aborygenów i teraz ma czerwone zęby!